poniedziałek, 28 lipca 2014

MÓJ KOSMETYKOHOLIZM





MÓJ KOSMETYKOHOLIZM

Gromadzenie niepotrzebnych, zbędnych rzeczy skupia się nie tylko na częściach garderoby. Jeśli masz skłonność do "chomikowania" to prawdopodobnie odbija się to na wszystkich otaczających Cię rzeczach. Ja obserwując kobiety ze swojego najbliższego otoczenia zauważam, że największą zmorą oprócz ciuchów są przede wszystkim kosmetyki (choć o samych butach też wiele dałoby się powiedzieć ;). Sama swego czasu, głównie z powodu problemów ze skórą (trądzik), wpadłam w ciąg kosmetykoholizmu. Robiłam kompleksowe zakupy co najmniej raz w miesiącu, zazwyczaj przez internet gdzie kupując większą ilość sztuk opłacałam jeden koszt przesyłki - i to jest właśnie jeden z takich przykładów kiedy oszukujemy siebie same myśląc, że oszczędzamy:) Kompleksowe zakupy to oczywiście nie mały kartonik, a właśnie karton specyfików, które krzyczą z opakowań, że poprawią nie tylko naszą zewnętrzną powłokę, ale że wręcz dosłownie "odnowią nas od środka":) Ja eksperymentowałam z różnymi specyfikami drogeryjnymi ale przede wszystkim tymi droższymi, aptecznymi (zakupy w sklepach stacjonarnych i aptekach też nie należały do rzadkości). Oprócz tego co chciałam kupić prawie zawsze dorzucałam coś "extra", a to krem do pielęgnacji skóry pod oczami, których miałam już 3 otwarte tubki albo cień do powiek w promocyjnej cenie, którego odcień zupełnie nie pasował do koloru moich oczu, balsam do ciała podczas gdy kilka stało już na mojej półce, krem do twarzy z nadzieją, że poradzi sobie z moim trądzikiem czy neonowe lakiery do paznokci podczas gdy w ogóle nie maluję paznokci na kolorowo. Z czasem byłam zmuszona zorganizować kartonik, a później karton na moje zapasy. Ktoś mógłby pomyśleć, że to paranoja (zwłaszcza jak kupuje się rzeczy, których nie będziemy używać często), prawdą jednak jest, że mnogość źródeł (przede wszystkim internet i tv) i informacji, które z nich czerpiemy wpływa dezorientująco i najpierw sugerujemy się opiniami innych, modą a dopiero na samym końcu słuchamy tego co mówi nam nasze ciało.



Najgorsze było to, że pomimo wielu nietrafionych zakupów w dalszym ciągu dużo kupowałam, często nawet nie będąc przekonaną do produktu i tak klikałam "Dodaj do koszyka" bądź "Kup Teraz" sugerując się niską ceną, ładnym opakowaniem, zachwalającymi opiniami innych, myślą, że płacę raz za przesyłkę więc to okazja czy w końcu z nadzieją, że dany produkt poradzi sobie z moim problemem. Mimo tego całego zakupowego szału cały czas miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje, że powinnam się w coś zaopatrzyć a to podkład pod cienie do powiek, a to baza silikonowa pod podkład, puder matujący, błyszczyk do ust, krem do skórek, ogromna paleta z cieniami, odżywka wydłużająca rzęsy!, itd. - ja tutaj wymieniłam rzeczy, które okazały się totalnie zbędne w mojej kosmetyczce, były nietrafionym zakupem a przede wszystkim stratą pieniędzy. Ech, ale tak to niestety już jest, że dopóki nie spróbujesz nie będziesz wiedziała czy coś Ci odpowiada czy nie. I tak np. mimo tego, że od zawsze płynny podkład nakładałam palcami - miałam wtedy wrażenie, że jest rozprowadzony dokładnie, bez zostawiania smug, plam to po przeczytaniu kilku a nawet kilkudziesięciu opinii zdecydowałam się najpierw na zakup gąbeczek (z których nawet byłam zadowolona ale wciąż wygodniej było mi nakładać podkład palcami; poza tym częste mycie gąbeczek zupełnie mnie zniechęciło) a później z kolei po oglądnięciu kilku vlogów na zakup pędzli. Wypróbowałam trzy rodzaje z różnych firm, każdy następny droższy od poprzednika - no bo jak dziewczyna zachwala pędzel i pod filmikiem roi się od pozytywnych komentarzy to produkt naprawdę musi być dobry. Z moją wrodzoną dokładnością mimo tego iż starałam się robić wszystko jak należy nie mogłam się przekonać do pędzli. Nakładanie podkładu palcami jest najbardziej dokładne, zajmowało i w dalszym ciągu zajmuje mi najmniej czasu (na mój codzienny makijaż poświęcam nie więcej jak 7 minut). Po dłuższym czasie mogę stwierdzić, że im więcej opinii czytałam, im więcej blogów/ vlogów śledziłam tym miałam większy bałagan w głowie i w pewnym momencie nie byłam już pewna tego czy pielęgnacja jaką stosuję i kosmetyki, które mi w tym pomagają, są właściwe. 



Przykład z podkładem to tylko jeden z wielu jak szybko pod wpływem opinii innych można pozbyć się sporej sumy pieniędzy. W momencie, w którym pomoc w walce z trądzikiem przyszła z innej strony, w porę ocknęłam się z kosmetycznego amoku. W tej chwili moja kosmetyczka jest coraz mniej wypchana, kupuję minimalne ilości naprawdę potrzebnych kosmetyków a przede wszystkim staram się wykończyć te, które posiadam. Przeliczam ceny kosmetyków na ceny jedzenia, które w tej chwili stanowi nie tylko o moim wyglądzie i kondycji skóry na twarzy, ciele ale przede wszystkim o moim zdrowiu.

Zdjęcia, źródło: Internet

5 komentarzy:

  1. Hej Kamila,

    dokładnie to samo przeżyłam! Już jakiś czas temu pisałam Ci, że odkąd przestałam oglądać katalogi Avonu, sporo zaoszczędziłam! Podczas przeprowadzki odkryłam również, że mam duuuuużo kosmetyków... A tak naprawdę, zdecydowanie za dużo, wiecej niż potrzebuję. Co więc poczyniłam:
    1) Posegregowałam je w grupy: żele pod prysznic osobno, balsamy do ciała osobno, maseczki na włosy osobno, itd. Wszystko policzyłam. Wyszło z tego, że przy codziennym użyciu jestem zaopatrzopna spokojnie do marca przyszłego roku (jak nie dłużej).
    2) Kiedy siostra lub mama mówią, że przydałaby się kupić żel pod prysznic/balsam/szampon - poprostu wyciągam im coś z moich zapasów - boję się, że szybciej się te rzeczy popsują, niż zrobię z nich użytek, a one są zachwycone, że dostały jakiś drobiazg z mojej przepastnej kolekcji.
    3) Przyzwyczaiłam się już do regularnej pielęgniacji, a nie do używania różnych specyfików od wielkiego dzwonu, kiedy sobie przypomnę, że na noc dobrze byłoby wklepać sobie krem pod oczy. Tu już nawet nie chodzi o zużycie zapasów kosmetycznych, tylko o samą mnie i moje dbanie o własne ciało! Musiałam poprostu cały ten magazyn otworzyć i zweryfikować, co w nim mam, a potem wystawić kosmetyki do aktualnego użycia w widocznym miejscu w łacience/sypialni. Gdy coś się skończy, zaraz znajduję nowy produkt, który go zastąpi i miło patrzeć, jak zapasy "topnieją".
    4) Lubę zmieniać sobie zapachy - zwłaszcza żeli pod prysznic. W związku z tym nie "katuję się" żelem o zapachu waniliowym, kiedy na zewnątrz jest 30 stopni ciepła. Aktualnie używam więc 3 żeli: o świeżym morskim zapachu na upały, a gdy jest ciut chłodniej o słodkawym i apetycznym zapachu kwiatów i owoców; jeśli natomiast idę z mężem na randkę lub poprostu planujemy spędzić czas we dwoje, preferuję żel o zapachu czekolady z pomarańczą (pycha!).

    Skończyłam też z przeglądaniem gazetek promocyjnych z drogerii, których również staram się unikać. Przynajmniej jeśli chodzi o tą kwestię mogłam się jakoś ogarnąć.
    Chaos panuje u mnie natomiast w kosmetykach kolorowych.
    Wczoraj posegregowałam i zebrałam w jedno miejsce lakiery do paznokci.
    Dziś czas na całą kolorową resztę ;)

    Powiem Ci szczerze, że z ciuchami nie jest już tak łatwo, jak myślałam... Nie wiem, czy to przywiązanie, tchórzostwo, czy wszystko na raz... Nie umiem się rozstać z niektórymi rzeczami, chyba poprostu potrzebuję chwili na mentalne uświadomienie sobie, że bluzka z przed 5 lat już raczej nie zostanie przeze mnie ubrana.
    W tą sobotę z obłędem w oczach przeszukiwałam czeluści mej szafy, aby znaleźć odpowiednią na rodzinną uroczystość sukienkę. W ręce wpadło mi kilka rzeczy, które kupiłam z myślą, że "jak kiedyś schudnę", będą jak znalazł (SIC!). Ćwiczę - ok, kontroluję, co ląduje ma moim talerzu - ok, ale nigdy nie nosiłam 36! Szanse, że będę nosić taki rozmiar są jak 1 do miliona. Bez żalu obdarowałam więc kilkoma szmatkami moją siostrę. Co zyskałam: odrobinę miejsca na półce i jej dozgonną wdzięczność (no dobra, wdzięczność na jedno popołudnie).

    Bądź ze mnie dumna natomiast jeśli chodzi o powstrzymywanie się od zakupów. Myślałam, że umrę z zachwytu na widok pięknej ażurowej torebki. I to jeszcze przecenionej! Ale podobny kolor już mam, a poza tym nie lubię torebek "do ręki" (bez paska), więc mimo, że wciąż mnie korci - nie kupiłam jej. Inny mały sukces odniosłam wczoraj - z siostrą byłyśmy w centrum handlowym. Miały być zakupy spożywcze, skonczyło się jednak na przemarszu po wszystkich wyprzedażach. Bądź ze mnie dumna, bo nie kupiłam nic. NIC! ZERO! :D Siostra namawiała mnie na śliczną błękitną bluzkę. Z delikatnej satynki, na górze łączona z koronką. Piękna! I to jeszcze za 30 zł. Poszłam ją zmierzyć. I nagle okazało się, że w tej piękności rąk nie można podnieść do góry, bo bluzka jest poprostu źle uszyta. Kiedyś, mimo wątpliwej wygody w jej noszeniu, zapewne bym ją kupiła, ale wczoraj bez żalu odwiesiłam ją na wieszak.

    To chyba takie małe zwycięstwo, prawda?

    Pozdrawiam Cię serdecznie z Krakowa - Emma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Emma,
      dziękuję za tak obszerny i wyczerpujący komentarz. Teraz to ja mogę się od Ciebie czegoś nauczyć:) Powiem tak, jeśli chodzi o porządkowanie swoich kosmetyków to opisałaś ( i to w dodatku w punktach) dokładnie to jak powinien wyglądać proces zrywania z nałogiem "chomikowania". Jestem Ci za to niezmiernie wdzięczna, mam nadzieję, że osoby odwiedzające blog skorzystają z Twoich porad.

      Ponadto jestem pod wrażeniem Twojej determinacji. Bardzo trudno jest wytrwać (zwłaszcza jeśli coś od lat jest naszym przyzwyczajeniem), Ty wykonałaś już pierwsze kroki i z tego co piszesz idzie Ci fantastycznie. Nie przejmuj się jeśli nie jesteś jeszcze w stanie kategorycznie rozstać się z niektórymi rzeczami, zrób drugie podejście za jakiś czas:)

      Ja towarzyszyłam mamie w sklepie jakiś tydzień temu, oczywiście był maraton po sklepach z ciuchami ale ja skupiłam się na roli doradcy a raczej powstrzymywacza :P Przymierzyłam dosłownie dwie rzeczy, w których wyglądałam dobrze, ale nie powalająco więc mimo niskiej ceny nie zdecydowałam się na zakup. Bycie bardziej wybredną popłaca:)

      Pozdrawiam serdecznie,
      Kamila





      Usuń
  2. Do autorki bloga: podoba mi się, będę tu jeszcze zaglądać, ale powiem Ci szczerze, że powinnaś trochę skrócić notki, to z pewnością da Ci większą liczbę czytelników bo tematy są ciekawe, tekst też, ale zazwyczaj nikt nie ma tyle czasu i energii na tak długie teksty a na bloga się wchodzi dla przyjemności "lekkiej, łatwej i przyjemnej". Czyli więcej zdjęć, mniej tekstu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadzam się! To nie jest blog o modzie, tylko o wypracowywaniu pewnych nawyków i strategii! Jeśli autorka ma coś ciekawego do powiedzenia, niech mówi, choćby notki miały być niebotycznie długie! Kto cierpi na opisywane problemy, ten nie zwróci uwagi na długość notek. A jeśli komuś zależy na oglądaniu zdjęć, polecam wpisać w Googlach hasło "zakupy", albo poodwiedzać blogi modowe. Tu powinny być PORADY, a zdjęcia to tylko dodatek.

      Pozdrawiam autorkę!

      Kaśka

      Usuń
  3. na bloga się wchodzi dla przyjemności "lekkiej, łatwej i przyjemnej" - no może Ty, bo ja wchodzę po to, żeby się czegoś dowiedzieć (nawet jeśli oznacza to godzinę czytania jednego wpisu)!

    OdpowiedzUsuń