czwartek, 27 listopada 2014

ZMIANA NAWYKÓW ŻYWIENIOWYCH CZ. 1: Świadomość






ZMIANA NAWYKÓW ŻYWIENIOWYCH CZ. 1: Świadomość

W dzisiejszych czasach stosowanie różnego rodzaju diet jest na porządku dziennym. Internet, tv i czasopisma atakują nas ogromem informacji dotyczących przede wszystkim tego jak schudnąć a dodatkowo przekonują nas, że możemy to zrobić w krótkim czasie. Niestety obietnice są złudne a zmiana żywienia na krótką metę czasu owszem może coś zmienić w naszym wyglądzie, ale tylko i wyłącznie na czas stosowania diety. Ciemną stroną nieprzemyślanych diet mogą być natomiast poważne problemy zdrowotne jakie zaserwujemy swojemu organizmowi, np. stosowanie drastycznych diet białkowych (dr Atkinsa i dr Dukana) czy tłusta dieta dr Kwaśniewskiego. Bez względu na to czy zamierzasz zmienić swoje nawyki żywieniowe z powodów zdrowotnych (choć wtedy mobilizacja rzeczywiście jest większa), chcesz zrzucić kilka zbędnych kilogramów czy może należysz do małej garstki osób, które są świadome swoich złych nawyków i stopniowo pragną wprowadzać zdrowe produkty do swojego codziennego menu, bardzo dobrze jeśli taki proces poprzedzisz dużą dawką wiedzy, najlepiej z różnych źródeł. Świadomość tego, że nasz organizm funkcjonuje w oparciu o to, co jemy jest pierwszym ogromnym krokiem do trwałej zmiany nawyków żywieniowych i raz na zawsze zaprzestania testowania na sobie różnorodnych diet z pierwszych stron gazet. Zdrowe odżywianie niesie ze sobą bowiem nie tylko świetną kondycję i zdrowie dla organizmu ale również pozbycie się zbędnych kilogramów (również nabranie masy ciała u osób, które nie mogą przytyć) a zafunduje dodatkowo promienną cerę, zdrowe paznokcie i włosy. 

NIE MA DIETY CUD - IM SZYBCIEJ TO SOBIE UŚWIADOMISZ TYM LEPIEJ.




Dlaczego zmiana nawyków jest taka trudna?
Na co dzień osaczają nas miliony kolorowych, wyglądających bardzo zachęcająco produktów i bez względu na to czy czujemy zapach jedzenia czy tylko i wyłącznie na nie patrzymy (nie tylko na żywo ale również w tv) - te wszystkie elementy po prostu wzmagają nasz apetyt. Reklamy mają na celu pobudzić nasze kubki smakowe jak również wprowadzić pozytywne skojarzenia z przedstawianym produktem. Operowanie takimi hasłami jak radość, szczęście, które możemy osiągnąć w kilka chwil jest bardzo powszechne. I tak widzimy kruchy wafelek, który zostaje polany strumieniem czekolady, chrupiące paluszki czy czipsy o różnorodnych smakach, gotowe dania obiadowe, których przygotowanie nie zajmie więcej jak 5 względnie 15 minut, a wszystko to opatrzone hasłami, które mają nas przekonać o tym, że produkty te są lekkie, pełnowartościowe i o zgrozo... zdrowe! Obrazek uśmiechniętej rodzinki, która wcina kurczaka z sosem z torebki czy uśmiechnięte dziecko, które w drodze do szkoły przegryza słodki batonik czy na śniadanie szybko pochłania miskę czekoladowych płatków śniadaniowych za aprobatą dumnej mamy. 




Nawet jeśli na co dzień nie oglądamy na bieżąco telewizji i nie dajemy się "otumaniać" to i tak wizyta w sklepie prowadzi do kolejnych rozterek - w tej chwili różnorodność coraz większej ilości przetworzonych, gotowych produktów czeka na potencjalnego klienta na półkach i przykuwa wzrok kontrastowymi zestawieniami kolorów bądź wręcz przeciwnie - estetycznie daje wrażenie produktu domowego, wystarczy jedynie sięgnąć ręką. A my, usprawiedliwiając się w konsekwencji brakiem czasu, po prostu pakujemy to to wszystko do koszyka.

Spożywanie przez dłuższy czas przetworzonej żywności sprawiło, że zmieniły się nasze upodobania co do smaków. Jeśli codziennie serwujesz sobie dania z torebki a w przerwie w pracy zamawiasz kebaba to zjedzenie warzyw na parze może okazać się dla Ciebie katorgą i wywoła co najwyżej odruch wymiotny. Przyzwyczajenie do bardziej wyrazistych smaków uzależnia, podobnie zresztą jak cukier dodawany obecnie do wielu produktów. Wraz z coraz większym spożyciem przetworzonych produktów nasz mózg po prostu koduje, który pokarm i substancje są po prostu smaczne. Uwierzcie, zmiana nawyków żywieniowych, która nie trwa niestety dzień, dwa, tydzień, kilka miesięcy a właśnie kilka lat sprawi, że cała chemia będzie momentalnie wyczuwalna i nasze kubki smakowe nie będą jej tolerowały. 




Kolejny element to nawyki żywieniowe wyniesione z domu, tradycja jak również nawyki będące wynikiem uwarunkowań społecznych. Często spotykam się z rozumowaniem, że jak człowiek jest szczupły i młody to może sobie pozwolić na wszystko. Mówienie w takiej sytuacji o zmianie nawyków na zdrowsze jest odbierane jako kaprys czy fanaberia. Sami często nie zdajemy sobie sprawy z tego w jak dużym stopniu przetworzone są produkty, które kupujemy. Dla przykładu taki "świąteczny" bigos kiedyś robiło się z warzyw, które nie były tak bardzo narażone (jeśli w ogóle) na opryski a kiełbasa nie była w 90% zbitką odpadów produktów mięsnych połączoną z innym tłuszczem, konserwantami, stabilizatorami, barwikami, no i oczywiście kilkoma procentami mięsa zwierzęcia, które z kolei nie było karmione paszą, do której dodawało się wiele odpadów produkcji artykułów spożywczych, chemicznych, w tym leków i antybiotyków. Jemy zupełnie inne produkty (nawet jeśli wyglądają i smakują podobnie) niż nasi rodzice a już na pewno nasi dziadkowie, przez co gospodarka energetyczna naszego organizmu zostaje zaburzona. Stąd nie tylko problemy z otyłością ale również problemy z pracą poszczególnych organów. Cukrzyca u młodych ludzi, problemy z trawieniem i/lub wypróżnianiem u co 2-3 osoby, problemy skórne czy problemy ze stawami to tylko niektóre przykłady. Przeciętny Polak w dalszym ciągu spożywa produkty, które zawierają zbyt dużą ilość powszechnie rozumianej chemii, soli, cukru czy białej mąki, spożywa zdecydowanie za dużo nabiału czy mięsa (w niektórych domach obiad bez mięsa jest nie do zaakceptowania i spożywa się je codziennie; jednocześnie stanowi dodatek do śniadania czy kolacji, np. w formie szynki czy parówek). Tą całą gamę "pseudopożywnego" jedzenia często uzupełnia się produktami gotowymi, począwszy od proszków, które potrafią wyczarować sos do mięsa, zupę czy dressing do sałatek, poprzez garmażeryjne gotowe zafoliowane jedzenie typu pierogi, krokiety, hamburgery oraz wszelkie dania instant, do których potrzebujemy jedynie gorącej wody, zakończywszy na mocno słodzonych produktach, tj. jogurty, mleka, serki i wody smakowe oraz wszystkich daniach, które można przygotować za pomocą kuchenki mikrofalowej. 





Promocja zdrowia?
O szkodliwości soli, cukru, białej mąki, zbyt dużego spożycia mięsa oraz nabiału a szczególnie całej gamy produktów i dodatków, które są przetworzone niestety publicznie się nie mówi, a jeśli nawet porusza się ten temat to właśnie w odniesieniu bardziej do diety niż do prawidłowego sposobu odżywiania. Mi wciąż brakuje kampanii ogólnokrajowej, która za pomocą wszelkich nośników medialnych propagowałaby odpowiednie podejście do tematu żywienia, brakuje lekarzy, którzy posiadaliby choć minimalną wiedzę odnośnie wpływu odżywiania na zarówno przewlekłe schorzenia czy poważne choroby. W dzisiejszych czasach wszystko rozwiązuje się garścią tabletek, których spożycie wraz z wiekiem tylko wzrasta. Stajemy się uzależnieni od niezdrowych produktów oraz leków, które powoli acz konsekwentnie po kolei wyniszczają nasze organy. Zauważyliście może, że mnóstwo reklam, które polecają niezdrowe jedzenie jest przeplatane reklamami leków? Po co rezygnować ze smacznego posiłku, martwić się zgagą, bólem brzucha, wzdęciami czy dokuczającą wątrobą jak można po prostu połknąć jedną pigułkę, która rozwiązuje wszystkie te problemy. I choć każdy z nas ma swój rozum i sam decyduje o tym co je i jakie pigułki zażywa to wg mnie pokazywanie takich reklam powinno być karane.

Jeśli decydujesz się na dietę to tylko pod nadzorem dietetyka bądź dobrego mądrego lekarza. Jeśli nie chcesz porad specjalistów to wystrzegaj się skrajnych diet (wspomniane diety białkowe czy dieta dr Kwaśniewskiego). Oprócz tego sama zadbaj o poziom wiedzy na temat odżywiania - czytaj artykuły, książki, najlepiej takie, które są poparte fachową wiedzą. Pamiętaj, nikt nie zadba o Ciebie tak dobrze, jak Ty sama!

Druga część już wkrótce.
Zapraszam do komentowania. 




Zdjęcia, źródło: Internet

środa, 19 listopada 2014

CZY ZDROWE ODŻYWIANIE SIĘ KOSZTUJE WIĘCEJ? PORÓWNANIE






CZY ZDROWE ODŻYWIANIE SIĘ KOSZTUJE WIĘCEJ? PORÓWNANIE.

Od kilku miesięcy jestem na diecie i znajomi widząc jakie zmiany we mnie zachodzą pytają co takiego zrobiłam, że schudłam, co zrobiłam, że moja skóra i włosy wyglądają lepiej. Wtedy zaczynam opowiadać o swojej diecie. Większość osób bardzo sceptycznie podchodzi do rezygnacji/ redukcji produktów węglowodanowych z codziennej diety a w momencie, w którym dowiadują się w jakie produkty obecnie się zaopatruję prawie zawsze pada komentarz, że pewnie teraz przygotowywanie posiłków wymaga składników, na które wydaję fortunę. To mylne wrażenie, rezygnacja z produktów mięsnych (mięso wołowe, wieprzowe) bądź ich redukcja (drób) jak również wyrzucenie ze swojego menu słodyczy, potraw przetworzonych i gotowych a zastąpienie ich przede wszystkim dużą ilością świeżych warzyw, owoców, ryb, serów, pestek czy orzechów, nawet tych pochodzących z upraw ekologicznych nie powoduje, że wydaję więcej, a wręcz przeciwnie, jeśli tylko poświęcam temu czas i gotuję sama - jestem w stanie sporo zaoszczędzić. Poza tym zdrowe jedzenie nie ogranicza się tylko i wyłącznie do sklepów z żywnością ekologiczną gdzie ceny rzeczywiście mogą szokować. Ja staram się większość produktów, tj. jaja, drób, biały ser, warzywa i owoce kupować od lokalnych dostawców na miejscowym targu, po mąkę do wypieku chleba jeżdżę do młyna - ceny porównywalne a nawet niższe od tych w supermarketach a jakość o wiele wyższa. W młynie za 5kg mąki płacę jak za 1-2kg w sklepie. Poniżej kilka przykładów poszczególnych grup produktów:




1. Słoiczek oleju kokosowego, którego używam do smażenia naprzemiennie z oliwą z oliwek wystarcza mi na jakieś 3-4 miesiące - smażenie staram się ograniczać do minimum (robię maksymalnie 3-4 potrawy smażone tygodniowo), i choć olej kokosowy jest o wiele droższy niż oliwa z oliwek czy sam olej to i tak w porównaniu z okresem kiedy co drugie moje danie było przygotowywane na patelni, zakup małego słoiczka organicznego oleju kokosowego bardziej się opłaca. 

2. Niegdyś batonik był dla mnie standardową codzienną przekąską pomiędzy posiłkami a jak ktoś jest uzależniony od słodyczy to wiadomo, że na jednym batoniku czy wafelku się nie kończy, zwłaszcza że często bywa tak, że trudno się oderwać od tabliczki czekolady czy zostawić puste opakowanie ciastek. Paczka ciastek do wydatek nawet 3-5zł, z czekoladą jest różnie - za te lepsze zapłacimy nawet kilkanaście złotych. Ja jednak aby móc odnieść się po prostu do ilości spożywanych niegdyś słodyczy zamknę się w kwocie 3zł dziennie (to jedna czekolada/ lody na patyku bądź dwa batoniki w ciągu dnia) co daje kwotę 90zł miesięcznie na same słodkości. W tej chwili moje słodycze to przede wszystkim owoce, które zajadam z jogurtem naturalnym. Koszt takiego zdrowego deseru, który nie tylko zaspokaja moje pragnienie na słodkie ale i dostarcza organizmowi potrzebnych składników odżywczych i dużą dawkę witamin, to kwota ok. 2-3zł dziennie, miesięcznie wydatek w granicach 60-90zł czyli porównywalnie, choć warto tutaj zaznaczyć, że w sezonie letnio-jesiennym mamy możliwość zaopatrywania się w owoce z własnego ogródka, względnie ogródka cioci czy sąsiada:) i koszt takiego deseru w tym okresie drastycznie spada. 

3. Mięso gości na polskich stołach niemal codziennie, i nawet jak już decydujemy się przygotować wegetariański posiłek to okazuje się, że na śniadanie wcinamy kromkę chleba z plastrem szynki czy kolację w postaci zapiekanki z kurczakiem. Ja powoli odchodzę od tak częstego spożywania mięsa i w tym momencie pozwalam sobie na jeden posiłek mięsny jedynie przez 4 dni w tygodniu, czyli 2x ryba i 2x drób. Co miesiąc zjadam ok. 2kg świeżych ryb za które płacę 60-80zł oraz 2kg drobiu: kurczak bądź indyk to wydatek ok. 35zł, razem ok. 110zł. Podczas codziennego zaopatrywania się w produkty mięsne, począwszy od wędliny (ok. 20zł/kg), poprzez parówki (ok.4zł), wołowinę (ok. 24zł/kg) zakończywszy na ukochanej wieprzowinie (ok. 12zł/kg) okazuje się, że wydatki na mięso są naprawdę spore. Przy założeniu, że miesięcznie człowiek zjada 1kg szynki, jedno opakowanie parówek, pół kilo wołowiny, 3kg wieprzowiny i 3kg drobiu to średni koszt to 129zł miesięcznie. Te wytyczne mogą się komuś być może wydać przesadzone, ja jednak radzę przeanalizować swój jadłospis ponieważ rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę z tego ile mięsa pochłaniamy. Nie muszę nikogo przekonywać, że jedzenie ryb niesie ze sobą szereg korzyści dla naszego organizmu i wyglądu naszej skóry, w przeciwieństwie do wszelkiego rodzaju wędlin, parówek, mielonek itp. jak również mięsa, które przeważnie kupujemy w supermarketach. 




4. Zaraz po rybie jednymi z droższych produktów są orzechy i migdały aczkolwiek ich dzienne spożycie jest niewielkie i staram się nie przekraczać ilości odpowiadającej jednej małej garści. Zamiennie używam pestek słonecznika bądź dyni. Paczka migdałów 300g kosztuje ok. 15zł, przyjmując że dzienna porcja to najwyżej 50g to jest to koszt w wysokości 2,50zł dziennie, czyli tyle co paczka paluszków, hot-dog czy zapiekanka kupione w przydrożnej budce. Człowiek często sięga w sklepie po gotowe danie, np. mrożone zapiekanki (w tym również warzywne i rybne), gotowe pizze, skrzydełka z kurczaka, hamburgery ponieważ są to dania, które nie wymagają długiej obróbki termicznej (mikrofalówka rozwiązuje wszystkie takie problemy) a tym samym oszczędzają nam czas. Co z tego jeśli wydajemy na nie o wiele więcej niż na składniki, z których możemy zrobić pełnowartościowe posiłki, które z kolei dostarczą naszemu organizmowi potrzebnych substancji i kalorii a tym samym sprawią, że po godzinie nie sięgniemy do szafki po paczkę ciastek czy kolejną porcję śmieciowego jedzenia. Koszt takich przekąsek na szybko to ok. 120-150zł miesięcznie.

5. Butelka wody mineralnej o pojemności 1,5litra to koszt ok. 2zł, butelka słodkiego napoju o tej samej pojemności nieznanej marki to koszt 1,5zł, znanej marki ok. 4zł - średnio 2,75zł. To porównanie również wychodzi na plus.

6. Warzywa to produkty, na które zdecydowanie wydaję więcej niż wcześniej (stanowią jakieś 70% mojej obecnej diety). Warzywa i owoce, zwłaszcza w miesiącach letnich i jesiennych można dostać nie tylko świeże ale przede wszystkim w o wiele niższej cenie. Żeby zrobić pyszną zapiekankę warzywną, sałatkę czy surówkę można zamknąć się w kilku-kilkunastu złotych. Dodatek fasoli, soji czy soczewicy nadaje daniu większej sytości i przede wszystkim odpowiednio doprawione świetnie zastępuje mięso. Niesamowicie oszczędnie wychodzą Ci, którzy warzywa, owoce i zioła mają możliwość uprawiać we własnym ogródku. Ja jak do tej pory posiadam hodowlę kiełków, szczypiorek, pietruszkę oraz oregano. To tylko kilka warzyw, ziół ale mam pewność w jakich warunkach są uprawiane, moim marzeniem są własne grządki z warzywami i owocami, w przyszłym roku zamierzam sukcesywnie zagospodarować w tym celu część terenów zielonych wokół przyszłego miejsca zamieszkania.





Ceny warzyw i owoców w okresie zimowym są o wiele droższe ale przede wszystkim mają o wiele mniej wartości odżywczych. O ile w okresie letnim jesteśmy w stanie zaopatrywać się na pobliskim targu to zimą jeśli mamy ochotę na świeże warzywa musimy liczyć się z tym, że są importowane oraz prawdopodobnie potraktowane różnymi chemicznymi środkami (które to właśnie umożliwiają ich daleki transport). Najlepszym rozwiązaniem są tutaj wszelkiego rodzaju przetwory, które robimy z warzyw i owoców dostępnych w sezonie, zakupionych od lokalnych sprzedawców, a które świetnie się sprawdzają zimową porą. Jeśli jednak nie mamy wprawy, czasu bądź ochoty na robienie letnio-jesiennych przetworów możemy śmiało już w okresie zimowym postawić na zakup mrożonek. Moim zdaniem smakowo nie dorównują świeżym warzywom i niestety taki rozmrożony brokuł nigdy nie będzie chrupiący, można natomiast dodać go do zupy, zrobić sos, krem itp. Mi natomiast smakowo bardzo odpowiada m.in. włoszczyzna, szpinak czy mrożone maliny. Trzeba próbować;) 

Chcę zaznaczyć, że aby zdrowo się odżywiać nie trzeba od razu zaopatrywać się w stertę popularnych egzotycznych specyfików, tj. jagody acai, owoce goji, młody jęczmień czy olej arganowy, które w sklepach z ekologiczną żywnością rzeczywiście kosztują krocie. Wystarczy trochę poszukać i popytać a wtedy zorientujemy się, że wypad do marketu można zastąpić wizytą na lokalnym targu bądź w gospodarstwie. Pamiętajcie - "jesteśmy tym, co wkładamy do ust":) 




Zdjęcia, źródło: Internet


wtorek, 4 listopada 2014

NA CO WYDAĆ ZAOSZCZĘDZONE "MILIONY"?






NA CO WYDAĆ ZAOSZCZĘDZONE "MILIONY"?

Oszczędzanie to trudna sprawa, zwłaszcza w wykonaniu Nas, kobiet. Czasem po prostu nie potrafimy przejść obojętnie obok kolorowej witryny czy wypuścić z rąk TEJ IDEALNEJ sukienki, którą wypatrzyłyśmy z najnowszej kolekcji w naszym ulubionym butiku, nie potrafimy nie skorzystać z promocji sklepu internetowego czy opanować się przed załadowaniem koszyka słodkościami z całego świata zaraz tuż przed "tymi" dniami. Jeśli jednak są to małe grzeszki to są one wybaczalne ale przede wszystkim my nie mamy ciągłego poczucia winy bo znowu dałyśmy się namówić na drogą rzecz, która zazwyczaj smętnie wisi w szafie, kosmetyk, któremu niestety do cudotwórczego działania bardzo daleko czy to, że po kulinarnym ucztowaniu kolejna dziurka w pasku pokazuje Nam, że znów nie potrafiłyśmy się opanować przed wchłonięciem stosu słodkości czy niezdrowych przekąsek.




Od momentu, w którym rozpoczęłam swoją przemianę wręcz zarabiam na porządkowaniu przestrzeni wokół siebie. I nie chodzi mi tylko o te pieniądze, których nie wydaję na nowe ciuchy, bibeloty czy stertę drogich kosmetyków, które miały poradzić sobie z moją problemową cerą ale o kwotę, którą udało mi się zebrać w związku z odsprzedaniem zarówno ciuchów jak i kosmetyków. Prowadzenie dzienniczka zakupów pozwala mi w pełni kontrolować to ile i na jakie cele wydaję swoje pieniądze i z zaskoczeniem odkrywam, że zarówno oszczędzanie jak i zarabianie na oszczędzaniu - bo tak można określić odsprzedaż używanych rzeczy, przychodzi mi bardzo łatwo. Wiele osób, którym opowiadam o zmianie swoich nawyków żywieniowych jest przekonana, że wydaję fortunę na jedzenie, które teraz stanowi moje menu. Racją jest, że produkty - zwłaszcza te, które posiadają szereg certyfikatów określających je jako żywność ekologiczną, jest droższa od tych "zwykłych" zamienników, również mięso ryb z reguły okazuje się droższe niż mięso drobiowe czy wieprzowe, jednak wyeliminowanie z mojego menu słodyczy, szybkich gotowych dań czy przekąsek, mięsa wieprzowego, wołowego oraz ograniczenie spożywanego drobiu a zastąpienie ich świeżymi owocami, warzywami czy właśnie mięsem ryb w żadnym stopniu nie nadszarpnęło mojego budżetu. 




Niegdyś średnio miesięcznie wydawałam ok.400zł na ubrania i ok. 100zł na kosmetyki, to daje nam 500zł. Od 6 miesięcy staram się konsekwentnie wytrwać w postanowieniu nie kupowania niepotrzebnych rzeczy choć początki były trudne i nie zawsze byłam w stanie się powstrzymać a raczej zerwać z przyzwyczajeniem wrzucania rzeczy do koszyka dlatego pod uwagę wezmę okres 5 miesięcy. Do tego pieniądze ze sprzedaży rzeczy używanych, zebrało się tego 1417zł, czyli:

500zł x5mc = 2500zł + 1417zł = 3917zł

Moje wydatki w tym czasie na ubrania i kosmetyki w porównaniu z tym, ile wydawałam wcześniej, są naprawdę znikome. Mam pełny zestaw ubrań na jesienno-zimowy okres a zapasy kosmetyków konsekwentnie zużywam dokupując tylko te, które mi się kończą a na stałe są włączone do codziennej pielęgnacji. 

Przez okres 5 miesięcy na ubrania wydałam 187,90zł, na kosmetyki ok. 107zł. W tym miesiącu postanowiłam sobie wypisać te kwoty na małej karteczce i przykleiłam ją w zasięgu wzroku a na początku każdego przyszłego miesiąca zamierzam ją aktualizować. To mnie niesamowicie mobilizuje i pozwala jeszcze bardziej wytrwać w postanowieniu.

Bilans: 187,90zł + 107zł = 294,90zł

3917zł - 294,90zł = finalnie 3622,10zł oszczędności zaledwie w 5 miesięcy




Ta kwota jest dla mnie spora i cieszę się z dodatkowych funduszy aczkolwiek bardziej satysfakcjonuje mnie myśl, że po prostu zrywam z nałogiem a przede wszystkim przestrzeń wokół mnie nabiera objętości. Uwolniona od tych wszystkich zbędności czuję się o wiele swobodniej. Na co można przeznaczyć takie pieniądze?




Oszczędności można zainwestować - i to jest jedna z form, która się świetnie sprawdza dla osób, które lubią inwestycje długodystansowe. Możliwości jest tutaj naprawdę sporo i wszystko zależy od naszej wiedzy czy umiejętności poruszania się w świecie lokat, nieruchomości czy funduszy inwestycyjnych. Nie będę opisywała ich tutaj szczegółowo bo ani nie posiadam takiej wiedzy ani nie mam dużego doświadczenia. Częściej jednak lubimy odkładać pieniądze na jakiś cel związany z naszą działalnością zarobkową, zainteresowaniami bądź podróżami. Remont kuchni, kupno nowej komody, kurs językowy czy kurs skakania ze spadochronem, dodatkowe fundusze potrzebne przy otwieraniu naszej własnej działalności gospodarczej, podróż w każdy zakątek świata czy zakup odpowiedniego sprzętu związanego z naszymi zainteresowaniami - opcji jest wiele i wszystko zależy od naszych indywidualnych upodobań. 








Bardzo często pod postami blogerek, które zdają relację z wycieczki zagranicznej czytam komentarze zachwyconych dziewczyn, które marzą o podróży do NY, zwiedzeniu Paryża czy wylegiwaniu się na plażach w egzotycznych krajach. Tak naprawdę takie wycieczki okazują się być w zasięgu naszych możliwości finansowych jeśli tylko dokładnie przyjrzymy się w jaki sposób robimy zakupy. Pół roku, względnie rok odkładania pieniędzy, które do tej pory wydawaliśmy na rzeczy zbędne oraz zerwanie z impulsywnym kupowaniem pozwala nam spełnić każde marzenie. 




Zdjęcia, źródło: Internet