czwartek, 27 listopada 2014

ZMIANA NAWYKÓW ŻYWIENIOWYCH CZ. 1: Świadomość






ZMIANA NAWYKÓW ŻYWIENIOWYCH CZ. 1: Świadomość

W dzisiejszych czasach stosowanie różnego rodzaju diet jest na porządku dziennym. Internet, tv i czasopisma atakują nas ogromem informacji dotyczących przede wszystkim tego jak schudnąć a dodatkowo przekonują nas, że możemy to zrobić w krótkim czasie. Niestety obietnice są złudne a zmiana żywienia na krótką metę czasu owszem może coś zmienić w naszym wyglądzie, ale tylko i wyłącznie na czas stosowania diety. Ciemną stroną nieprzemyślanych diet mogą być natomiast poważne problemy zdrowotne jakie zaserwujemy swojemu organizmowi, np. stosowanie drastycznych diet białkowych (dr Atkinsa i dr Dukana) czy tłusta dieta dr Kwaśniewskiego. Bez względu na to czy zamierzasz zmienić swoje nawyki żywieniowe z powodów zdrowotnych (choć wtedy mobilizacja rzeczywiście jest większa), chcesz zrzucić kilka zbędnych kilogramów czy może należysz do małej garstki osób, które są świadome swoich złych nawyków i stopniowo pragną wprowadzać zdrowe produkty do swojego codziennego menu, bardzo dobrze jeśli taki proces poprzedzisz dużą dawką wiedzy, najlepiej z różnych źródeł. Świadomość tego, że nasz organizm funkcjonuje w oparciu o to, co jemy jest pierwszym ogromnym krokiem do trwałej zmiany nawyków żywieniowych i raz na zawsze zaprzestania testowania na sobie różnorodnych diet z pierwszych stron gazet. Zdrowe odżywianie niesie ze sobą bowiem nie tylko świetną kondycję i zdrowie dla organizmu ale również pozbycie się zbędnych kilogramów (również nabranie masy ciała u osób, które nie mogą przytyć) a zafunduje dodatkowo promienną cerę, zdrowe paznokcie i włosy. 

NIE MA DIETY CUD - IM SZYBCIEJ TO SOBIE UŚWIADOMISZ TYM LEPIEJ.




Dlaczego zmiana nawyków jest taka trudna?
Na co dzień osaczają nas miliony kolorowych, wyglądających bardzo zachęcająco produktów i bez względu na to czy czujemy zapach jedzenia czy tylko i wyłącznie na nie patrzymy (nie tylko na żywo ale również w tv) - te wszystkie elementy po prostu wzmagają nasz apetyt. Reklamy mają na celu pobudzić nasze kubki smakowe jak również wprowadzić pozytywne skojarzenia z przedstawianym produktem. Operowanie takimi hasłami jak radość, szczęście, które możemy osiągnąć w kilka chwil jest bardzo powszechne. I tak widzimy kruchy wafelek, który zostaje polany strumieniem czekolady, chrupiące paluszki czy czipsy o różnorodnych smakach, gotowe dania obiadowe, których przygotowanie nie zajmie więcej jak 5 względnie 15 minut, a wszystko to opatrzone hasłami, które mają nas przekonać o tym, że produkty te są lekkie, pełnowartościowe i o zgrozo... zdrowe! Obrazek uśmiechniętej rodzinki, która wcina kurczaka z sosem z torebki czy uśmiechnięte dziecko, które w drodze do szkoły przegryza słodki batonik czy na śniadanie szybko pochłania miskę czekoladowych płatków śniadaniowych za aprobatą dumnej mamy. 




Nawet jeśli na co dzień nie oglądamy na bieżąco telewizji i nie dajemy się "otumaniać" to i tak wizyta w sklepie prowadzi do kolejnych rozterek - w tej chwili różnorodność coraz większej ilości przetworzonych, gotowych produktów czeka na potencjalnego klienta na półkach i przykuwa wzrok kontrastowymi zestawieniami kolorów bądź wręcz przeciwnie - estetycznie daje wrażenie produktu domowego, wystarczy jedynie sięgnąć ręką. A my, usprawiedliwiając się w konsekwencji brakiem czasu, po prostu pakujemy to to wszystko do koszyka.

Spożywanie przez dłuższy czas przetworzonej żywności sprawiło, że zmieniły się nasze upodobania co do smaków. Jeśli codziennie serwujesz sobie dania z torebki a w przerwie w pracy zamawiasz kebaba to zjedzenie warzyw na parze może okazać się dla Ciebie katorgą i wywoła co najwyżej odruch wymiotny. Przyzwyczajenie do bardziej wyrazistych smaków uzależnia, podobnie zresztą jak cukier dodawany obecnie do wielu produktów. Wraz z coraz większym spożyciem przetworzonych produktów nasz mózg po prostu koduje, który pokarm i substancje są po prostu smaczne. Uwierzcie, zmiana nawyków żywieniowych, która nie trwa niestety dzień, dwa, tydzień, kilka miesięcy a właśnie kilka lat sprawi, że cała chemia będzie momentalnie wyczuwalna i nasze kubki smakowe nie będą jej tolerowały. 




Kolejny element to nawyki żywieniowe wyniesione z domu, tradycja jak również nawyki będące wynikiem uwarunkowań społecznych. Często spotykam się z rozumowaniem, że jak człowiek jest szczupły i młody to może sobie pozwolić na wszystko. Mówienie w takiej sytuacji o zmianie nawyków na zdrowsze jest odbierane jako kaprys czy fanaberia. Sami często nie zdajemy sobie sprawy z tego w jak dużym stopniu przetworzone są produkty, które kupujemy. Dla przykładu taki "świąteczny" bigos kiedyś robiło się z warzyw, które nie były tak bardzo narażone (jeśli w ogóle) na opryski a kiełbasa nie była w 90% zbitką odpadów produktów mięsnych połączoną z innym tłuszczem, konserwantami, stabilizatorami, barwikami, no i oczywiście kilkoma procentami mięsa zwierzęcia, które z kolei nie było karmione paszą, do której dodawało się wiele odpadów produkcji artykułów spożywczych, chemicznych, w tym leków i antybiotyków. Jemy zupełnie inne produkty (nawet jeśli wyglądają i smakują podobnie) niż nasi rodzice a już na pewno nasi dziadkowie, przez co gospodarka energetyczna naszego organizmu zostaje zaburzona. Stąd nie tylko problemy z otyłością ale również problemy z pracą poszczególnych organów. Cukrzyca u młodych ludzi, problemy z trawieniem i/lub wypróżnianiem u co 2-3 osoby, problemy skórne czy problemy ze stawami to tylko niektóre przykłady. Przeciętny Polak w dalszym ciągu spożywa produkty, które zawierają zbyt dużą ilość powszechnie rozumianej chemii, soli, cukru czy białej mąki, spożywa zdecydowanie za dużo nabiału czy mięsa (w niektórych domach obiad bez mięsa jest nie do zaakceptowania i spożywa się je codziennie; jednocześnie stanowi dodatek do śniadania czy kolacji, np. w formie szynki czy parówek). Tą całą gamę "pseudopożywnego" jedzenia często uzupełnia się produktami gotowymi, począwszy od proszków, które potrafią wyczarować sos do mięsa, zupę czy dressing do sałatek, poprzez garmażeryjne gotowe zafoliowane jedzenie typu pierogi, krokiety, hamburgery oraz wszelkie dania instant, do których potrzebujemy jedynie gorącej wody, zakończywszy na mocno słodzonych produktach, tj. jogurty, mleka, serki i wody smakowe oraz wszystkich daniach, które można przygotować za pomocą kuchenki mikrofalowej. 





Promocja zdrowia?
O szkodliwości soli, cukru, białej mąki, zbyt dużego spożycia mięsa oraz nabiału a szczególnie całej gamy produktów i dodatków, które są przetworzone niestety publicznie się nie mówi, a jeśli nawet porusza się ten temat to właśnie w odniesieniu bardziej do diety niż do prawidłowego sposobu odżywiania. Mi wciąż brakuje kampanii ogólnokrajowej, która za pomocą wszelkich nośników medialnych propagowałaby odpowiednie podejście do tematu żywienia, brakuje lekarzy, którzy posiadaliby choć minimalną wiedzę odnośnie wpływu odżywiania na zarówno przewlekłe schorzenia czy poważne choroby. W dzisiejszych czasach wszystko rozwiązuje się garścią tabletek, których spożycie wraz z wiekiem tylko wzrasta. Stajemy się uzależnieni od niezdrowych produktów oraz leków, które powoli acz konsekwentnie po kolei wyniszczają nasze organy. Zauważyliście może, że mnóstwo reklam, które polecają niezdrowe jedzenie jest przeplatane reklamami leków? Po co rezygnować ze smacznego posiłku, martwić się zgagą, bólem brzucha, wzdęciami czy dokuczającą wątrobą jak można po prostu połknąć jedną pigułkę, która rozwiązuje wszystkie te problemy. I choć każdy z nas ma swój rozum i sam decyduje o tym co je i jakie pigułki zażywa to wg mnie pokazywanie takich reklam powinno być karane.

Jeśli decydujesz się na dietę to tylko pod nadzorem dietetyka bądź dobrego mądrego lekarza. Jeśli nie chcesz porad specjalistów to wystrzegaj się skrajnych diet (wspomniane diety białkowe czy dieta dr Kwaśniewskiego). Oprócz tego sama zadbaj o poziom wiedzy na temat odżywiania - czytaj artykuły, książki, najlepiej takie, które są poparte fachową wiedzą. Pamiętaj, nikt nie zadba o Ciebie tak dobrze, jak Ty sama!

Druga część już wkrótce.
Zapraszam do komentowania. 




Zdjęcia, źródło: Internet

środa, 19 listopada 2014

CZY ZDROWE ODŻYWIANIE SIĘ KOSZTUJE WIĘCEJ? PORÓWNANIE






CZY ZDROWE ODŻYWIANIE SIĘ KOSZTUJE WIĘCEJ? PORÓWNANIE.

Od kilku miesięcy jestem na diecie i znajomi widząc jakie zmiany we mnie zachodzą pytają co takiego zrobiłam, że schudłam, co zrobiłam, że moja skóra i włosy wyglądają lepiej. Wtedy zaczynam opowiadać o swojej diecie. Większość osób bardzo sceptycznie podchodzi do rezygnacji/ redukcji produktów węglowodanowych z codziennej diety a w momencie, w którym dowiadują się w jakie produkty obecnie się zaopatruję prawie zawsze pada komentarz, że pewnie teraz przygotowywanie posiłków wymaga składników, na które wydaję fortunę. To mylne wrażenie, rezygnacja z produktów mięsnych (mięso wołowe, wieprzowe) bądź ich redukcja (drób) jak również wyrzucenie ze swojego menu słodyczy, potraw przetworzonych i gotowych a zastąpienie ich przede wszystkim dużą ilością świeżych warzyw, owoców, ryb, serów, pestek czy orzechów, nawet tych pochodzących z upraw ekologicznych nie powoduje, że wydaję więcej, a wręcz przeciwnie, jeśli tylko poświęcam temu czas i gotuję sama - jestem w stanie sporo zaoszczędzić. Poza tym zdrowe jedzenie nie ogranicza się tylko i wyłącznie do sklepów z żywnością ekologiczną gdzie ceny rzeczywiście mogą szokować. Ja staram się większość produktów, tj. jaja, drób, biały ser, warzywa i owoce kupować od lokalnych dostawców na miejscowym targu, po mąkę do wypieku chleba jeżdżę do młyna - ceny porównywalne a nawet niższe od tych w supermarketach a jakość o wiele wyższa. W młynie za 5kg mąki płacę jak za 1-2kg w sklepie. Poniżej kilka przykładów poszczególnych grup produktów:




1. Słoiczek oleju kokosowego, którego używam do smażenia naprzemiennie z oliwą z oliwek wystarcza mi na jakieś 3-4 miesiące - smażenie staram się ograniczać do minimum (robię maksymalnie 3-4 potrawy smażone tygodniowo), i choć olej kokosowy jest o wiele droższy niż oliwa z oliwek czy sam olej to i tak w porównaniu z okresem kiedy co drugie moje danie było przygotowywane na patelni, zakup małego słoiczka organicznego oleju kokosowego bardziej się opłaca. 

2. Niegdyś batonik był dla mnie standardową codzienną przekąską pomiędzy posiłkami a jak ktoś jest uzależniony od słodyczy to wiadomo, że na jednym batoniku czy wafelku się nie kończy, zwłaszcza że często bywa tak, że trudno się oderwać od tabliczki czekolady czy zostawić puste opakowanie ciastek. Paczka ciastek do wydatek nawet 3-5zł, z czekoladą jest różnie - za te lepsze zapłacimy nawet kilkanaście złotych. Ja jednak aby móc odnieść się po prostu do ilości spożywanych niegdyś słodyczy zamknę się w kwocie 3zł dziennie (to jedna czekolada/ lody na patyku bądź dwa batoniki w ciągu dnia) co daje kwotę 90zł miesięcznie na same słodkości. W tej chwili moje słodycze to przede wszystkim owoce, które zajadam z jogurtem naturalnym. Koszt takiego zdrowego deseru, który nie tylko zaspokaja moje pragnienie na słodkie ale i dostarcza organizmowi potrzebnych składników odżywczych i dużą dawkę witamin, to kwota ok. 2-3zł dziennie, miesięcznie wydatek w granicach 60-90zł czyli porównywalnie, choć warto tutaj zaznaczyć, że w sezonie letnio-jesiennym mamy możliwość zaopatrywania się w owoce z własnego ogródka, względnie ogródka cioci czy sąsiada:) i koszt takiego deseru w tym okresie drastycznie spada. 

3. Mięso gości na polskich stołach niemal codziennie, i nawet jak już decydujemy się przygotować wegetariański posiłek to okazuje się, że na śniadanie wcinamy kromkę chleba z plastrem szynki czy kolację w postaci zapiekanki z kurczakiem. Ja powoli odchodzę od tak częstego spożywania mięsa i w tym momencie pozwalam sobie na jeden posiłek mięsny jedynie przez 4 dni w tygodniu, czyli 2x ryba i 2x drób. Co miesiąc zjadam ok. 2kg świeżych ryb za które płacę 60-80zł oraz 2kg drobiu: kurczak bądź indyk to wydatek ok. 35zł, razem ok. 110zł. Podczas codziennego zaopatrywania się w produkty mięsne, począwszy od wędliny (ok. 20zł/kg), poprzez parówki (ok.4zł), wołowinę (ok. 24zł/kg) zakończywszy na ukochanej wieprzowinie (ok. 12zł/kg) okazuje się, że wydatki na mięso są naprawdę spore. Przy założeniu, że miesięcznie człowiek zjada 1kg szynki, jedno opakowanie parówek, pół kilo wołowiny, 3kg wieprzowiny i 3kg drobiu to średni koszt to 129zł miesięcznie. Te wytyczne mogą się komuś być może wydać przesadzone, ja jednak radzę przeanalizować swój jadłospis ponieważ rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę z tego ile mięsa pochłaniamy. Nie muszę nikogo przekonywać, że jedzenie ryb niesie ze sobą szereg korzyści dla naszego organizmu i wyglądu naszej skóry, w przeciwieństwie do wszelkiego rodzaju wędlin, parówek, mielonek itp. jak również mięsa, które przeważnie kupujemy w supermarketach. 




4. Zaraz po rybie jednymi z droższych produktów są orzechy i migdały aczkolwiek ich dzienne spożycie jest niewielkie i staram się nie przekraczać ilości odpowiadającej jednej małej garści. Zamiennie używam pestek słonecznika bądź dyni. Paczka migdałów 300g kosztuje ok. 15zł, przyjmując że dzienna porcja to najwyżej 50g to jest to koszt w wysokości 2,50zł dziennie, czyli tyle co paczka paluszków, hot-dog czy zapiekanka kupione w przydrożnej budce. Człowiek często sięga w sklepie po gotowe danie, np. mrożone zapiekanki (w tym również warzywne i rybne), gotowe pizze, skrzydełka z kurczaka, hamburgery ponieważ są to dania, które nie wymagają długiej obróbki termicznej (mikrofalówka rozwiązuje wszystkie takie problemy) a tym samym oszczędzają nam czas. Co z tego jeśli wydajemy na nie o wiele więcej niż na składniki, z których możemy zrobić pełnowartościowe posiłki, które z kolei dostarczą naszemu organizmowi potrzebnych substancji i kalorii a tym samym sprawią, że po godzinie nie sięgniemy do szafki po paczkę ciastek czy kolejną porcję śmieciowego jedzenia. Koszt takich przekąsek na szybko to ok. 120-150zł miesięcznie.

5. Butelka wody mineralnej o pojemności 1,5litra to koszt ok. 2zł, butelka słodkiego napoju o tej samej pojemności nieznanej marki to koszt 1,5zł, znanej marki ok. 4zł - średnio 2,75zł. To porównanie również wychodzi na plus.

6. Warzywa to produkty, na które zdecydowanie wydaję więcej niż wcześniej (stanowią jakieś 70% mojej obecnej diety). Warzywa i owoce, zwłaszcza w miesiącach letnich i jesiennych można dostać nie tylko świeże ale przede wszystkim w o wiele niższej cenie. Żeby zrobić pyszną zapiekankę warzywną, sałatkę czy surówkę można zamknąć się w kilku-kilkunastu złotych. Dodatek fasoli, soji czy soczewicy nadaje daniu większej sytości i przede wszystkim odpowiednio doprawione świetnie zastępuje mięso. Niesamowicie oszczędnie wychodzą Ci, którzy warzywa, owoce i zioła mają możliwość uprawiać we własnym ogródku. Ja jak do tej pory posiadam hodowlę kiełków, szczypiorek, pietruszkę oraz oregano. To tylko kilka warzyw, ziół ale mam pewność w jakich warunkach są uprawiane, moim marzeniem są własne grządki z warzywami i owocami, w przyszłym roku zamierzam sukcesywnie zagospodarować w tym celu część terenów zielonych wokół przyszłego miejsca zamieszkania.





Ceny warzyw i owoców w okresie zimowym są o wiele droższe ale przede wszystkim mają o wiele mniej wartości odżywczych. O ile w okresie letnim jesteśmy w stanie zaopatrywać się na pobliskim targu to zimą jeśli mamy ochotę na świeże warzywa musimy liczyć się z tym, że są importowane oraz prawdopodobnie potraktowane różnymi chemicznymi środkami (które to właśnie umożliwiają ich daleki transport). Najlepszym rozwiązaniem są tutaj wszelkiego rodzaju przetwory, które robimy z warzyw i owoców dostępnych w sezonie, zakupionych od lokalnych sprzedawców, a które świetnie się sprawdzają zimową porą. Jeśli jednak nie mamy wprawy, czasu bądź ochoty na robienie letnio-jesiennych przetworów możemy śmiało już w okresie zimowym postawić na zakup mrożonek. Moim zdaniem smakowo nie dorównują świeżym warzywom i niestety taki rozmrożony brokuł nigdy nie będzie chrupiący, można natomiast dodać go do zupy, zrobić sos, krem itp. Mi natomiast smakowo bardzo odpowiada m.in. włoszczyzna, szpinak czy mrożone maliny. Trzeba próbować;) 

Chcę zaznaczyć, że aby zdrowo się odżywiać nie trzeba od razu zaopatrywać się w stertę popularnych egzotycznych specyfików, tj. jagody acai, owoce goji, młody jęczmień czy olej arganowy, które w sklepach z ekologiczną żywnością rzeczywiście kosztują krocie. Wystarczy trochę poszukać i popytać a wtedy zorientujemy się, że wypad do marketu można zastąpić wizytą na lokalnym targu bądź w gospodarstwie. Pamiętajcie - "jesteśmy tym, co wkładamy do ust":) 




Zdjęcia, źródło: Internet


wtorek, 4 listopada 2014

NA CO WYDAĆ ZAOSZCZĘDZONE "MILIONY"?






NA CO WYDAĆ ZAOSZCZĘDZONE "MILIONY"?

Oszczędzanie to trudna sprawa, zwłaszcza w wykonaniu Nas, kobiet. Czasem po prostu nie potrafimy przejść obojętnie obok kolorowej witryny czy wypuścić z rąk TEJ IDEALNEJ sukienki, którą wypatrzyłyśmy z najnowszej kolekcji w naszym ulubionym butiku, nie potrafimy nie skorzystać z promocji sklepu internetowego czy opanować się przed załadowaniem koszyka słodkościami z całego świata zaraz tuż przed "tymi" dniami. Jeśli jednak są to małe grzeszki to są one wybaczalne ale przede wszystkim my nie mamy ciągłego poczucia winy bo znowu dałyśmy się namówić na drogą rzecz, która zazwyczaj smętnie wisi w szafie, kosmetyk, któremu niestety do cudotwórczego działania bardzo daleko czy to, że po kulinarnym ucztowaniu kolejna dziurka w pasku pokazuje Nam, że znów nie potrafiłyśmy się opanować przed wchłonięciem stosu słodkości czy niezdrowych przekąsek.




Od momentu, w którym rozpoczęłam swoją przemianę wręcz zarabiam na porządkowaniu przestrzeni wokół siebie. I nie chodzi mi tylko o te pieniądze, których nie wydaję na nowe ciuchy, bibeloty czy stertę drogich kosmetyków, które miały poradzić sobie z moją problemową cerą ale o kwotę, którą udało mi się zebrać w związku z odsprzedaniem zarówno ciuchów jak i kosmetyków. Prowadzenie dzienniczka zakupów pozwala mi w pełni kontrolować to ile i na jakie cele wydaję swoje pieniądze i z zaskoczeniem odkrywam, że zarówno oszczędzanie jak i zarabianie na oszczędzaniu - bo tak można określić odsprzedaż używanych rzeczy, przychodzi mi bardzo łatwo. Wiele osób, którym opowiadam o zmianie swoich nawyków żywieniowych jest przekonana, że wydaję fortunę na jedzenie, które teraz stanowi moje menu. Racją jest, że produkty - zwłaszcza te, które posiadają szereg certyfikatów określających je jako żywność ekologiczną, jest droższa od tych "zwykłych" zamienników, również mięso ryb z reguły okazuje się droższe niż mięso drobiowe czy wieprzowe, jednak wyeliminowanie z mojego menu słodyczy, szybkich gotowych dań czy przekąsek, mięsa wieprzowego, wołowego oraz ograniczenie spożywanego drobiu a zastąpienie ich świeżymi owocami, warzywami czy właśnie mięsem ryb w żadnym stopniu nie nadszarpnęło mojego budżetu. 




Niegdyś średnio miesięcznie wydawałam ok.400zł na ubrania i ok. 100zł na kosmetyki, to daje nam 500zł. Od 6 miesięcy staram się konsekwentnie wytrwać w postanowieniu nie kupowania niepotrzebnych rzeczy choć początki były trudne i nie zawsze byłam w stanie się powstrzymać a raczej zerwać z przyzwyczajeniem wrzucania rzeczy do koszyka dlatego pod uwagę wezmę okres 5 miesięcy. Do tego pieniądze ze sprzedaży rzeczy używanych, zebrało się tego 1417zł, czyli:

500zł x5mc = 2500zł + 1417zł = 3917zł

Moje wydatki w tym czasie na ubrania i kosmetyki w porównaniu z tym, ile wydawałam wcześniej, są naprawdę znikome. Mam pełny zestaw ubrań na jesienno-zimowy okres a zapasy kosmetyków konsekwentnie zużywam dokupując tylko te, które mi się kończą a na stałe są włączone do codziennej pielęgnacji. 

Przez okres 5 miesięcy na ubrania wydałam 187,90zł, na kosmetyki ok. 107zł. W tym miesiącu postanowiłam sobie wypisać te kwoty na małej karteczce i przykleiłam ją w zasięgu wzroku a na początku każdego przyszłego miesiąca zamierzam ją aktualizować. To mnie niesamowicie mobilizuje i pozwala jeszcze bardziej wytrwać w postanowieniu.

Bilans: 187,90zł + 107zł = 294,90zł

3917zł - 294,90zł = finalnie 3622,10zł oszczędności zaledwie w 5 miesięcy




Ta kwota jest dla mnie spora i cieszę się z dodatkowych funduszy aczkolwiek bardziej satysfakcjonuje mnie myśl, że po prostu zrywam z nałogiem a przede wszystkim przestrzeń wokół mnie nabiera objętości. Uwolniona od tych wszystkich zbędności czuję się o wiele swobodniej. Na co można przeznaczyć takie pieniądze?




Oszczędności można zainwestować - i to jest jedna z form, która się świetnie sprawdza dla osób, które lubią inwestycje długodystansowe. Możliwości jest tutaj naprawdę sporo i wszystko zależy od naszej wiedzy czy umiejętności poruszania się w świecie lokat, nieruchomości czy funduszy inwestycyjnych. Nie będę opisywała ich tutaj szczegółowo bo ani nie posiadam takiej wiedzy ani nie mam dużego doświadczenia. Częściej jednak lubimy odkładać pieniądze na jakiś cel związany z naszą działalnością zarobkową, zainteresowaniami bądź podróżami. Remont kuchni, kupno nowej komody, kurs językowy czy kurs skakania ze spadochronem, dodatkowe fundusze potrzebne przy otwieraniu naszej własnej działalności gospodarczej, podróż w każdy zakątek świata czy zakup odpowiedniego sprzętu związanego z naszymi zainteresowaniami - opcji jest wiele i wszystko zależy od naszych indywidualnych upodobań. 








Bardzo często pod postami blogerek, które zdają relację z wycieczki zagranicznej czytam komentarze zachwyconych dziewczyn, które marzą o podróży do NY, zwiedzeniu Paryża czy wylegiwaniu się na plażach w egzotycznych krajach. Tak naprawdę takie wycieczki okazują się być w zasięgu naszych możliwości finansowych jeśli tylko dokładnie przyjrzymy się w jaki sposób robimy zakupy. Pół roku, względnie rok odkładania pieniędzy, które do tej pory wydawaliśmy na rzeczy zbędne oraz zerwanie z impulsywnym kupowaniem pozwala nam spełnić każde marzenie. 




Zdjęcia, źródło: Internet

niedziela, 19 października 2014

NASTOLATKI PORÓWNANIE: LATA90-TE I OBECNIE







NASTOLATKI PORÓWNANIE: LATA90-TE I OBECNIE


Świat pędzi do przodu i zmienia się w szybkim tempie, na przestrzeni 30 a nawet ostatnich 10 lat przeobrażeniom uległo większość aspektów związanych z naszym życiem, głównie za sprawą polityki, technologii, elektroniki czy kwestii społecznych. Z dużą dozą tęsknoty wspominam swoje dzieciństwo i okres młodzieńczy, ponieważ w dalszym ciągu pozostaje dla mnie mocno skoncentrowaną dawką swobody, wolności, kreatywności, aktywności oraz beztroskiego spędzania wolnego czasu. Czy dzisiaj udaje Nam się obserwować grupkę dzieci, które samodzielnie (nie pod bacznym okiem rodziców, którzy śledzą każdy ich krok bądź) potrafią bawić się z rówieśnikami na świeżym powietrzu? Na jakich aspektach życia skupiają się zainteresowania przeciętnej nastolatki? Jak spędzają wolny czas? Co chcą osiągnąć w życiu? 




Z niemałym przerażeniem obserwuję jak bardzo zmienia się system wartości współczesnych dzieci, nastolatek, przekazywany im przez rodziców i otoczenie. Bezstresowe wychowanie i nowe standardy odnośnie wyglądu czy zachowania dają swój upust w fali ogłupiających form, na jakie czasem natykamy się w internecie, na ulicy czy obserwujemy wśród najbliższej rodziny. Dostęp do nowych nośników medialnych generuje określone standardy etyczne, a zwłaszcza estetyczne, do których trzeba się dostosować żeby zostać zaakceptowanym w grupie rówieśników. Ostatnio trafiłam na informację, że dzieci są wyśmiewane i odsuwane od grupy jeśli ich rodzice robią zakupy w Biedronce, dziecko zamiast nowych ma używane książki a zwłaszcza jak nie chodzi w firmowych ubraniach. Już od małego uczy się dzieci, że droższy znaczy lepszy, że droższy to również wyższy status społeczny czy większa akceptacja ze strony rówieśników. Nasze konsumpcyjne społeczeństwo niestety jedynie konsekwentnie utwierdza zarówno dorosłych jak i dorastające dzieci, że jest to standard, bez którego nie da się funkcjonować w świecie. Zatem dla takiej nastolatki najważniejszymi kwestiami pozostają: jak bardzo jestem popularna, ilu chłopców się za mną ugania, jak wyglądam, jak wyglądam i jeszcze raz JAK WYGLĄDAM. W te ostatnie oczywiście wchodzi mnóstwo aspektów, na temat których nastolatki potrafią rozmawiać godzinami. Większość z nich regularnie farbuje włosy, korzysta z usług kosmetyczki czy wykonuje profesjonalny makijaż. Nie są im obce najnowsze trendy w modzie, uwielbiają chwalić się nowymi, zwłaszcza markowymi rzeczami a największym ich problemem pozostaje zdobycie funduszy na wszelkie zachcianki i nowe gadżety, ubrania, kosmetyki czy inne najnowsze dodatki. Nie chcę żebyście myśleli, że oceniam w taki sposób wszystkie nastolatki ale ten typ, o którym piszę, stanowi zdecydowaną większość.




13-latka nie pójdzie do szkoły kiedy mama nie kupi jej modnych spodni, fryzjerki przez rozpoczęciem roku szkolnego w gimnazjum mają mnóstwo pracy - bo przecież dziewczynki farbują już włosy i robią pasemka. Dziewczęta wolny czas spędzają na przeczesywaniu internetu w poszukiwaniu nowych "inspiracji" modowych i kosmetycznych, nośnikiem popularności jest ilość lajków i osób, które śledzą ich profile gdzie oczywiście pokazują swoje najnowsze "zdobycze". Ich życie w dużej mierze oprócz obowiązku uczęszczania do szkoły (gdzie punktem obowiązkowym też jest lans) skupia się na przekonywaniu rodziców, że nie przeżyją bez NOWYCH RZECZY.




Pamiętam czasy kiedy dzieci do późnych godzin wieczornych (zwłaszcza w okresie wakacyjnym) bawiły się na zewnątrz a "bandy" podwórkowe były na porządku dziennym. Rodzice nie "trzęśli" się nad pociechą a Ci, którzy tak robili byli uważani za przewrażliwionych. Media tj. jak internet czy tv nie cieszyły się tak dużą popularnością a młody człowiek miał przede wszystkim szereg obowiązków, zwłaszcza jeśli wychowywał się na wsi. Dziewczyny w wieku 14-15 lat potrafiły sprzątać, gotować, zająć się domem czy młodszym rodzeństwem, były bardziej zorganizowane i odpowiedzialne, nie przyzwyczajone do dorastania w pierzynce, chuchane i zachwalane przez rodziców na każdym kroku. Z drugiej strony były również bardziej spontaniczne i wesołe. Obserwuję obecne nastolatki, które ubiorem i zachowaniem próbują przekonać otoczenie, że są już naprawdę dorosłe a głupiej szmaty do podłogi nie potrafią wykręcić, włączyć pralki czy usmażyć kotleta. Główka napakowana pierdołami a jak taka musi sobie zrobić coś do jedzenia to co najwyżej zaleje wodą danie instant:)  




Ja jako nastolatka zafarbowałam włosy i zaczęłam się malować (kredka plus tusz) dopiero jak ukończyłam liceum i poszłam na studia. Również większość moich koleżanek pokazywało się w wersji "saute" bądź maksymalnie używały tuszu do rzęs czy błyszczyka do ust. Garderobę zaczęłam konsekwentnie (niestety) powiększać na drugim roku studiów jak poszłam do pracy i zaczęłam zarabiać swoje własne pieniądze. Wcześniej moja garderoba nie liczyła wielu rzeczy, ale i ja specjalnie nie przywiązywałam do tego uwagi. Miałam swój określony styl i dwa razy do roku jeździłam z mamą na sezonowe zakupy gdzie zawsze coś dla siebie wybrałam. Kupowała mi najpotrzebniejsze rzeczy (to było dosłownie kilka sztuk do roku!) ale ja nigdy nie miałam wrażenia, że czegoś mi brakuje. Moja garderoba była mała ale praktyczna i konkretna, chodziłam w prawie wszystkich rzeczach. Nie przypominam sobie również aby ciuchy były wyznacznikiem przynależności do jakiejkolwiek grupy w szkole, a na pewno nie były głównym tematem rozmów na szkolnych przerwach. Ubrania były dodatkiem zepchniętym na daleki plan i nawet na studniówce bardziej liczyła się zabawa niż to, kto jaką kieckę, gdzie, za ile i jakiej marki kupił.




W wolnym czasie rozwijałam swoje zainteresowania sportowe, czytałam ogromne ilości książek i grałam namiętnie w strategiczne gry komputerowe. Próbowałam wielu rzeczy - zajęcia artystyczne (teatr, projekty kalendarzy), w sporcie dłużej zatrzymałam się na wschodnich sztukach walki, uczyłam się szycia, projektowania (z marnym skutkiem;)), fotografowania, gotowanie itd. Myślę, że te wszystkie małe epizody w znaczący sposób mnie ukształtowały i sprawiły, że w tym momencie mam sprecyzowane zainteresowania, które kontynuuję i wiem do których zajęć mam predyspozycje. Tak jak większość, z czasem uległam trendowi na kupowanie rzeczy, które nie są mi potrzebne, a które tylko zagracają miejsce i jednocześnie zajmują moje myśli ale na szczęście w miarę szybko się ocknęłam. Na wspomnienie tego, na kupno czego dawałam się namówić a czego w konsekwencji nie używałam bądź po prostu było absurdalne (tak jak np. odżywka pogrubiająca rzęsy:P), w tym momencie się tylko uśmiecham choć czas kiedy powoli zaczynałam sobie zdawać z tego sprawę, nie był najweselszy:) 




Może jestem zbyt surowa i konserwatywna w ocenie dzisiejszych nastolatek określając je mianem mało inteligentnych, próżnych, leniwych, ale jak widzę 15-latkę z pełnym makijażem (którego ja sama pewnie nie mogłabym tak dobrze wykonać), z długimi kolorowymi paznokciami, ubranej albo w wyzywający sposób, albo tak, że w jakąkolwiek stronę się nie obróci to znana marka bije nas po oczach, z nieodłączną komórką w ręce przez którą albo rozmawia lub ciągle sms-uje, nasłuchując przy tym jak wylewa z siebie wszystkie niezbyt bystre myśli, to zastanawiam się gdzie byli i gdzie są jej rodzice, przeraża mnie myśl w jakim kierunku to wszystko zmierza. A tak naprawdę przede wszystkim tęsknię za obrazkiem swoich młodzieńczych lat gdzie godzinami przesiadywaliśmy na słuchaniu ulubionych zespołów, za wypadami w plenery (ogniska, wycieczki) i rozmowach na różne tematy, często zupełnie abstrakcyjne, filozoficzne - wśród nas samych czy prowadzone z rodzicami, wujostwem, starszym kuzynostwem. Odkrywanie wszystkich rzeczy związanych z dorosłym życiem, uczenie się samych siebie oraz poznawanie różnych rzeczy z wielu dziedzin bez ściągawki z internetu.

Co o tym sądzicie, jakie macie spostrzeżenia na ten temat?




Zdjęcia, źródło: Internet

wtorek, 14 października 2014

JAK ROBIĆ ZAKUPY W LUMPEKSIE










JAK ROBIĆ ZAKUPY W LUMPEKSIE

Dostęp do szerokiego asortymentu odzieżowego to nie tylko galerie handlowe i butiki ale również, a może należałoby powiedzieć - przede wszystkim, powstające jak grzyby po deszczu lumpeksy. Zwolenniczki zakupów odzieży używanej i wieszakowego, względnie koszykowego szperania wymieniają szereg zalet zaopatrywania się w tego typu odzież. Cena stanowi tutaj przekonywujący argument choć oryginalność i możliwość przerabiania rzeczy na różne sposoby również znajduje spore grono fanek. Ja chciałabym dodatkowo zaznaczyć, że kupując ubrania z lumpeksu jesteśmy po prostu ekologiczni - i dla mnie jest to najważniejszy argument.




Sama nigdy nie przepadałam za zakupami w lumpeksie dopóki nie poznałam mojego obecnego chłopaka, który zakupy w takich miejscach uwielbia. Towarzysząc jemu sama ze znudzenia przeglądałam wieszaki i zaskoczona odkryłam, że rzeczywiście można znaleźć bardzo dobre jakościowo rzeczy, czasem nawet z papierowymi metkami (choć to doprawdy rzadkość). Lumpeksy to również skarbnica unikatowych, pojedynczych egzemplarzy ubrań, w których nie zobaczymy co drugiej kobiety na ulicy. Idealne rozwiązanie dla osób, które chcą się wyróżniać i dodatkowo osób, które są na tyle kreatywne, żeby takie ubrania czy akcesoria z sukcesem przerabiać. Ja niestety talentu krawieckiego nie mam i jeśli coś nie układa się dobrze (nawet jeśli to Chanel i tylko za 5zł) to odkładam to z powrotem na wieszak. Myślę, że w tym wypadku brak zdolności do przerabiania chroni mnie przed kupowaniem góry ciuchów i przed powrotem do chomikowania. Tak więc nawet robiąc zakupy w lumpeksie jestem wybredna i nie kupuję więcej tylko dlatego, że ceny są niższe. Bez względu na to do jakiego sklepu wchodzę i co mi wpadnie w oko, najpierw sprawdzam jak w tym wyglądam, zadaję sobie pytanie czy nie posiadam już czegoś podobnego w szafie (często bowiem mamy skłonności do dublowania rzeczy, które lubimy i w których dobrze wyglądamy), następnie czy jest mi to potrzebne a na końcu z czym to mogę zestawić. Jeśli rzecz przejdzie tak wyczerpujący test ląduje w torbie. Nie wiem jak Wy, ale taka strategia skutecznie mnie chroni przed zaopatrywaniem się w kolejne stosy niepotrzebnych szmatek. 




Cena w lumpeksie teoretycznie powinna być niższa niż ta w sklepach oferujących nowe rzeczy co nie zawsze tak do końca się sprawdza. Zauważyłam dla przykładu, że w okresie sezonowych bądź śródsezonowych przecen w takiej samej cenie a nawet taniej zaopatrzymy się w nowe rzeczy w popularnych sieciówkach niż tych używanych z lumpeksu, co widać zwłaszcza w dużych miastach. Ostatnio byłam w lumpeksie, w którym sprzedawano ciuchy na wagę w cenie 79zł/kg co jest dla mnie sporym "przegięciem", ponieważ okazuje się, że za grubszy sweter muszę zapłacić ok. 60zł a za tę kwotę mam nowy sweter z sieciówki. Zadziwiające dla mnie było to, że w tym lumpeksie był naprawdę spory ruch i ludzie kupowali mnóstwo rzeczy. Nie dajcie się zatem poddać zbiorowej histerii:) 

Często zdarza mi się trafić na informacje, że ktoś regularnie zaopatruje się w używane rzeczy w cenie złotówki czy dwóch od sztuki. Odwiedzam kilka lumpeksów regularnie od jakiegoś czasu i nigdy nie zdarzyło mi się trafić na taką dużą obniżkę poza jednym punktem, gdzie w jednym dniu w tygodniu najniższa cena to 2zł za sztukę na cały asortyment, z tym że wybór jest niewielki i mniejszych rozmiarów raczej nie znajdziemy. Ze zdziwieniem zatem czasem czytam czy słucham (kanał YouTube) jak dziewczyny zapatrują się w całe reklamówki markowych niezniszczonych rzeczy za przysłowiowe grosze, więc dochodzę do wniosku, że muszę poprawić moje zdolności szperacza albo zakumplować się z obsługą sklepików;)




Zakupy w lumpeksie to świetne rozwiązanie dla osób, które na co dzień preferują określony styl a tylko okazjonalnie potrzebują ubrać białą koszulę, elegancką marynarkę bądź imprezową sukienkę. Takie "wyjście" na jeden wieczór może okazać się dużym wydatkiem jeśli chcielibyśmy zaopatrzyć się we wszystkie elementy garderoby w sklepach z nową odzieżą, w lumpeksie natomiast wydamy o wiele mniej. Dobór dodatków w postaci krawatu czy kopertówki również nie powinien być problemem. 

Na co dodatkowo warto zwrócić uwagę przy kupowaniu rzeczy w lumpeksie? Otóż przede wszystkim sprawdzajmy, czy rzecz nie jest zniszczona (dziura, zaciągnięcia w swetrach, zepsuty zamek, brak guzików, itp.) bądź poplamiona. Przy wybieraniu koszuli obejrzyj dokładnie mankiety oraz kołnierzyk, przy wybieraniu spodni zwróć uwagę na kieszenie i nogawki - po nich bardzo łatwo można poznać jak bardzo zużyty jest ciuch. Uważam, że bielizna, obuwie, pościel czy nawet piżamy, dopasowane t-shirty oraz inne ubrania, które mają kontakt z gołym ciałem i są bardziej narażone na zapocenie powinniśmy sobie darować. Pamiętajmy żeby każdą rzecz zakupioną w sklepie z używaną odzieżą dokładnie wyprać - jest ona bowiem wcześniej dezynfekowana mocnymi środkami (stąd jej charakterystyczny zapach). 




Warto zorientować się, w których punktach możemy zaopatrzyć się w naprawdę dobrą jakościowo, niezniszczoną, ciekawą, oryginalną i markową odzież - najlepiej jeśli odwiedzimy lumpeks w dzień dostawy (taka informacja przeważnie widnieje na drzwiach bądź witrynie; jeśli jej tam nie ma - zapytaj sprzedawcę). Rozeznaj się, które miejsca oferują atrakcyjną dla Ciebie odzież w dobrej cenie. Podobno najlepsze "perełki" można dostać w lumpeksach mało popularnych, upchniętych w wąskich uliczkach gdzie ma dużych tłumów. Sama usłyszałam niedawno taką informację i w najbliższym czasie zamierzam to sprawdzić :)

Trudno stwierdzić czy odzież kupiona na wagę to korzystniejszy zakup niż odzież kupiona na sztuki. Jeśli w danym punkcie sprzedają ubrania na wagę to korzystniej będzie zaopatrywać się tam w letnie tuniki, narzutki, zwiewne sukienki bądź tkaniny, cienkie swetry a nawet cienkie przejściowe kurtki choć tak naprawdę wszystko zależy od ceny za kilogram. Jeśli natomiast odzież jest sprzedawana na sztuki warto zwrócić uwagę na grubsze swetry, spodnie, okrycia wierzchnie zimowe czy ciężkie akcesoria, takie jak np. duże torebki. Zachęcam Was do negocjowania ceny, zwłaszcza jeśli sklepik jest mały a obsługą zajmuje się sam właściciel - choć mam z lumpeksu zaledwie kilka rzeczy, każdą z nich udało mi się dodatkowo "utargować":) Pamiętaj, że rzeczy mają najwyższą cenę w dzień dostawy i wraz z kolejnymi dniami jest ona coraz niższa by finalnie mogła być osiągnąć pułap 5 bądź 2zł za sztukę.

Macie jeszcze jakieś praktyczne porady dot. zakupów w lumpeksach?




Zdjęcia, źródło: Internet




poniedziałek, 6 października 2014

SZUKAJ MOTYWACJI DO ĆWICZEŃ A NIE MARKOWYCH CIUCHÓW





SZUKAJ MOTYWACJI DO ĆWICZEŃ A NIE MARKOWYCH CIUCHÓW

Bardzo podoba mi się moda na zdrowe odżywianie oraz regularny wysiłek fizyczny, mnogość rozwiązań, ogromny napływ informacji a przede wszystkim inspiracji, które bardzo motywują, żeby każdą wolną chwilę spędzić jak najbardziej aktywnie a porzucić wylegiwanie się na wygodnej kanapie przy TV bądź przesiadywanie godzinami przed komputerem. Czy jednak każde źródło informacji czy inspiracja są dla nas rzeczywiście motywujące? Jaki obraz budują w naszej świadomości? Do czego nas skłaniają?

Wszyscy wokół biegają, uprawiają fitness czy inne modne dyscypliny sportowe, koleżanki na spotkaniach wymieniają się wrażeniami a internet aż kipi od zdjęć dziewczyn, które pokazują swoje wysportowane, umięśnione ciała w super modnych ciuchach i chwalą się śniadaniem złożonym z płatków muesli z dodatkiem kolorowych egzotycznych owoców... większość myśli - ja też tak chcę! I nie dla tego żeby zmienić swój styl życia na lepszy - bo ruch to przecież zdrowie a dobre nawyki żywieniowe wpływają korzystnie na nasz organizm, tylko dlatego, że znajomi, osoby, które lubimy bądź podziwiamy tak robią, chcemy wyglądać tak jak oni albo sami też chętnie wrzucilibyśmy takie zdjęcia do sieci, zwłaszcza jeśli dodamy do tego stosik nowiutkich markowych ubrań, butów i innych gadżetów! I to mnie nieco przeraża, ponieważ okazuje się, że idee które niesie ze sobą zmiana stylu życia czy chociażby podstawowe pojęcie o sporcie zostają zepchnięte na drugi plan przez kolorowe szmatki i "fajowe" zdjęcia.




Niestety osoby szeroko promujące się w tych dziedzinach w internecie często poza prezentowaniem dawki motywacji i pokazywaniem konkretnych rozwiązań, są od stóp do głów ozdobione reklamami. I tak np. na sportowym blogu możemy znaleźć relację z wyjazdu fundowanego przez znaną markę, ozdobioną mnóstwem zdjęć pokazujących prezenty w postaci kilku par nowych butów czy kilku zestawów odzieży sportowej. Z boków atakują nas reklamy danych produktów plus jeszcze kilka reklam środków przyśpieszających odchudzanie czy oferujących limitowaną gamę suplementów, zdrowej żywości czy soków, które doprowadzą nasze ciało do perfekcji - to wszystko oczywiście z odnośnikami do stron, gdzie możemy zakupić wszystkie cudowne produkty, często zanim jeszcze zdążymy wykonać pierwszy przysiad:) Marki promują się na wszystkie możliwe sposoby a jedynym ich celem jest przede wszystkim zwiększenie sprzedaży i wmówienie nam, że potrzebujemy wszystkich tych oferowanych produktów.

Tak więc osoby zanim zaczną wykonywać jakiekolwiek ćwiczenia czy próbować różnych sportów, na pierwszym miejscu stawiają zaopatrzenie się w cały arsenał potrzebnych gadżetów:) i dotyczy to zwłaszcza kobiet i zwłaszcza tych perfekcyjnych. Wszystko musi być najlepsze i z najwyższej półki i tak dla przykładu jeśli ktoś zamierza uprawiać fitness to kupuje nie tylko odpowiedni top, szorty, legginsy, opaskę czy buty ale zaopatruje się również w najlepszą matę, pulsometr, zegar do mierzenia czasu poszczególnych ćwiczeń czy opaskę na ramię z miejscem na telefon (bo odpowiednia muzyka to przecież podstawa). W momencie, w którym nagle taka osoba uzmysławia sobie (bo nagle okazuje się, że ciało się brudzi, poci a mięśnie bolą zarówno podczas wysiłku jak i przez kolejne dni), że sport nie jest dla niej, pozostaje z całym tym perfekcyjnym niepotrzebnym zestawem. 




Z doświadczenia wiem, że bardzo łatwo zniechęcić się do jakichkolwiek form ruchu, zwłaszcza jeśli nastawiamy się na samym początku np. na bieganie a po kilku minutach na bieżni jesteśmy wycieńczone, nie możemy złapać oddechu i wszystko nas boli. Wracamy do domu nie zawsze zadowolone ale dopiero na drugi dzień zaczyna się prawdziwy horror kiedy to zakwasy dają o sobie znać. Prawdziwy dramat:), który niestety sprawia, że osoby definitywnie i raz na zawsze porzucają jakiekolwiek sporty. Znam również osoby, dla których wysiłek fizyczny na samym początku wiązał się przede wszystkim z ciężkim zadaniem, do którego końca odliczało się wręcz sekundy. Bardzo ważne zatem jest aby próbować różnych rzeczy, z różnym natężeniem, zanim zdecydujemy się na konkretne rozwiązanie i, co się z tym wiąże, zakup odpowiedniego sprzętu. Ktoś może nie znosić biegać ale frajdę będzie mu sprawiała jazda na rowerze czy wspinaczka ściankowa. Pamiętaj! Zanim zdecydujesz się na zakup specjalistycznych ciuchów oraz sprzętów (które często nie należą do tanich) sprawdź czy uprawianie danego sportu sprawia Ci frajdę. Na pierwsze kilka razy (pierwsze wejściówki na większość zajęć zazwyczaj jest za darmo) załóż po prostu wygodne dresy i jakiekolwiek sportowe obuwie (nawet jeśli udajesz się do modnego klubu fitness a dresy czy buty mają 5 lat i zupełnie wyszły z mody:))




Od zawsze lubiłam różnego rodzaju sporty i do tej pory chętnie aktywnie spędzam czas a mimo to moja szafa nie jest wypchana markowymi sportowymi ubraniami. Posiadam dwa specjalne topy do biegania oraz jeden termoaktywny komplet: bluzka i legginsy. Biegam do kilkudziesięciu razy w roku, różnej długości trasy po różnym podłożu a zakupione 7 lat temu obuwie sportowe służy mi po dziś dzień. Pozostałe części garderoby, w których ćwiczę to rzeczy rozciągnięte, znoszone, których nie boję się wybrudzić czy przepocić.

Zmiana stylu życia - bo to niesie ze sobą regularne wprowadzenie w swoim życiu wysiłku fizycznego, to zmiana, która powinna zagnieździć się u nas na stałe a przeważnie niestety pozostaje jedynie kaprysem nadchodzącej wiosny. Widmo zbliżającego się okresu letniego gdzie trzeba będzie odsłonić więcej ciała stanowi chwilową motywację a internet i wszystkie gazety dla kobiet prześcigają się w pomysłach na ćwiczenia, diety czy inne cudowne metody, które w krótkim czasie mają z nas zrobić boginię w bikini. Stosowanie się do wszelkich wytycznych nawet przez okres kilku miesięcy niestety nie zapewni, że nasze ciało i organizm zdołają przestawić się na zdrowszy tryb. Żeby rozkręcić metabolizm i przyzwyczaić ciało do regularnej dawki ćwiczeń oraz zbilansowanej diety potrzebny jest o wiele dłuższy czas dlatego musimy zadbać o to, żeby wysiłek fizyczny sprawiał nam przyjemność a przygotowywane posiłki były nie tylko zdrowe ale i smaczne - tylko wtedy będziemy w stanie zmienić nasze dotychczasowe nawyki i sposób spędzania wolnego czasu.

Jakie są Wasze przemyślenia na ten temat?



Zdjęcia, źródło: Internet